19 paź 2017

Ucieczka

I
ucieczka

Syn i ojciec — Ed i Lawrence Hamilton czekali w dużym, wymalowanym na biało biurze około pół godziny. Obydwóch cechowała ogromna cierpliwość, dlatego sytuacja, w której czekali aż pani Louisa Hamilton dobierze buty do bordowej, rozkloszowanej sukienki, nie wydawała się im czymś nad wyraz nużącym czy irytującym.
Lawrence Hamilton siedział w czarnym, skórzanym fotelu przy biurku, na którym, w aluminiowych ramkach, stały trzy rodzinne zdjęcia. Przedstawiały one siedmioletniego Eda na rybach, Louisę w ogródku i dzień ślubu państwa Hamilton. Mężczyzna dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że człowiek trzymający zdjęcia swoich bliskich na biurku, a tym bardziej jeśli jest on szefem, wydaje się cieplejszy w odbiorze. Z drugiej strony Lawrence wiedział, że nie powinno mieszać się spraw rodzinnych ze sprawami zawodowymi, dlatego starał się nie przynosić pracy do domu. Nie mógł jednak nic poradzić na to, że Louisa uwielbiała przychodzić do firmy Hamilton & Cole ze swoją torebką w zeberkę i całować go w gładkoogolony policzek. Podobał jej się elegancki wystrój; śnieżnobiałe płytki, tak czyste, że aż lśniły i czarne dodatki. Ale głównym powodem, dla którego Louisa Hamilton przynajmniej cztery razy w tygodniu zjawiała się w firmie, było to, że lubiła być panią Hamilton, lubiła kiedy ludzie wiedzieli, że jest kimś ważnym, że jej mąż jest.
Ed spojrzał na czarny zegarek na swoim lewym nadgarstku, a potem na ojca, który już odkąd tylko pamiętał, zawsze miał ten sam wyraz twarzy — chłodny, pełen dystansu. Miał już mu oznajmić, że zbliża się godzina dwunasta, kiedy do biura, weszła uśmiechnięta Louisa.
— To idziemy, chłopcy? — zagaiła. — Danowi będzie przykro, jeśli nie dodamy mu otuchy przed wyścigiem. Musimy się pospieszyć, bo samolot nam ucieknie. Zamienię jeszcze tylko słówko z Theresą...
Pan Hamilton skinął głową na syna i sztywno podniósł się z fotela. Kiedy zakładał marynarkę, Ed opuścił biuro i ruszył korytarzem do jednej z wind. Musiał przed przyjściem rodziców przyprowadzić samochód pod tylne wyjście z Hamilton & Cole, tak, aby bez żadnych przeszkód dotrzeć na lotnisko. Tego dnia nie zaprzątali sobie głowy kierowcą. To Ed miał prowadzić, głównie z uwagi na to, że stały szofer pana Hamiltona odszedł z pracy, gdy w mediach zrobiło się głośno o firmie. Lawrence starał się nie pokazywać innym jak bardzo jest z tego powodu wytrącony z równowagi. Nie lubił, kiedy ludzie zgadywali jego nastrój, pragnął być jedną, wielką niewiadomą.
Gdy winda dojechała na drugie piętro, Ed wsiadł do środka i przed lustrem zaczął poprawiać czarny krawat, który rano zawiązywał. Dopiero teraz dostrzegł, że zrobił to niezdarnie. Ojciec na pewno to zauważył, przemknęło mu przez głowę.
Dotknął prawą dłonią guzików na białej koszuli, upewniał się czy aby na pewno wszystkie są równo zapięte. Wszystko musiało być zrobione jak najlepiej, tym bardziej teraz, gdy lokalne wiadomości miasta Chicago wzięły pod lupę zarówno rodzinę Cole’ów jak i Hamiltonów. Lawrence chciał, aby ich rodzina nie miała sobie nic do zarzucenia i Ed również tego pragnął. Sprawa ta dobiegała końcowi i miała rozstrzygnąć się pozytywnie dla obydwu rodzin, jednak obydwoje z ojcem rozumieli, że Ed jako dziedzic firmy musi już teraz przestrzegać pewnych zasad.
Zdążył jeszcze tylko zerknąć na swoje odbicie w lustrze, aby poprawić ciemnobrązowe włosy, kiedy drzwi windy otworzyły się nagle na pierwszym piętrze. Chłopak westchnął ciężko i odwrócił się przodem do, pachnącej duszącym zapachem jaśminu, niskiej dziewczyny.
— Dzień dobry, Elicio. — Zmusił się do uśmiechu.
Elicia Cole jak zawsze wyglądała elegancko, ale zarazem odważnie i kusząco. Tego dnia zdecydowała się na wydekoltowaną, czarną mini-sukienkę i jak zwykle przesadziła z perfumami, co zapewne czuli wszyscy na tym piętrze. Poza tym, była całkiem znośna dla Eda. Ona i on, piękne i bogate dzieciaki jeszcze bardziej bogatych biznesmenów z Chicago. Nie było osoby, która ich nie nienawidziła, a tym bardziej Elicii, bo była małą dziewczyną meksykańskiego pochodzenia, która wydawała wszystkie pieniądze na wakacje za granicą.
Elicia uśmiechnęła się ponętnie i nacisnęła przycisk zamykania drzwi.
— Dzień dobry, panie Hamilton. — Oparła się o ściankę windy. — Wygląda pan dzisiaj zniewalająco przystojnie.
— Dziękuję. Ty też wyglądasz bardzo… ładnie.
Dziewczyna zachichotała głośno i więcej już się nie odezwała. Eda za to bardzo zainteresowała reklama Hamilton & Cole wisząca na ścianie. Nie miał ochoty rozmawiać z Elicią, tym bardziej, że jechał do Orlando na Florydzie do Dana, swojego przyjaciela, a zarazem adoratora Elicii. Dziewczyna jednak traktowała go bardzo powierzchownie; zbywała go, aby następnie uwiesić się mu na szyi i wykorzystać jego prestiż do spędzenia z nim czasu na miłej kolacji, o której mówiono potem w plotkarskich programach. Kierowca wyścigowy Dan Stoker i piękna Elicia Cole! Najgorsze w tym wszystkim, według Eda, było jednak to, że potem Elicia skarżyła się swojemu ojcu, Stephenowi Cole’owi — przykładnemu Amerykaninowi z lekką nadwagą i współwłaścicielowi Hamilton & Cole — jaki to Dan nie był, przez co wiele razy Ed musiał nasłuchać się skarg na swojego przyjaciela.
Z drugiej jednak strony, nawet Edowi podobało się bycie adorowanym przez Elicię.
Na parterze się rozstali, dziewczyna nawet nie wyraziła zainteresowania Danem Stokerem, choć dobrze wiedziała dokąd wyjeżdża rodzina Hamiltonów. Czekało na nich całe Winston Cup Series, a przynajmniej na to liczył Ed, bo bardzo wierzył w przyjaciela i jego talent do ścigania się. Oczywiście ojciec Eda nie mógł zostać na wszystkich wyścigach, z uwagi na pracę, jednak gotów był przyjeżdżać na co drugie wydarzenie. Sam pan Hamilton był wielkim fanem wyścigów.
Hol firmy Hamilton & Cole prezentował się równie wyśmienicie, co reszta budynku, a może i nawet lepiej; czarno-białe płytki w szachownice codziennie rano i wieczorem polerowane były przez sprzątaczki, a czarny, ogromny zwisający żyrandol sprawiał, że wnętrze holu kojarzyło się Edowi z chłodnym, pustym zamczyskiem. Niewątpliwie dodawało to elegancji wystrojowi, jak i wprawiało klienta w większe, lepsze wrażenie. Pieniądze czuć było na samo wejście.
Ed rzucił krótkie „do widzenia” kobiecie w recepcji i skierował się ku wielkim, oszklonym drzwiom, prowadzącym na mały parking, na którym parkowała tylko śmieciarka. Nikt inny nie korzystał z niego, ponieważ zarówno ojciec Eda jak i pan Cole parkowali swoje auta w specjalnym garażu. Reszta pracowników musiała upychać gdzieś swoje wozy, bo parking za firmą był zbyt mały, aby zmieściło się tam więcej niż pięć samochodów. Nawet śmieciarka ledwo potrafiła tam nakręcić. Ed wiedział jednak, że Stephen Cole zostawiał tam czasem swój drugi samochód, o którym — za pewne — pani Cole nie miała pojęcia. Chłopak był tego świadom, ponieważ pewnego razu, kiedy to śmieciarze przyjechali wywieźć śmieci, jeden z nich kazał Edowi przeparkować auto, które blokowało wjazd śmieciarce. Pan Cole wówczas wybiegł w pośpiechu ze swojego biura, poklepał Eda po ramieniu, sztucznie się uśmiechając i oznajmił, że on się tym zajmie. Kilka dni później, widział Stephena w tym wozie. Rozmawiał z jedną z pracownic z firmy.
Zadaniem Eda było podejście do garażu ojca od tyłu, tak żeby nie natknąć się na wścibskiego dziennikarza z Głosu Chicago. Lawrence Hamilton każdego dnia z okna swojego biura widział jak podjeżdża on pod budynek Hamilton & Cole razem ze swoim fotografem i czeka aż tylko ktoś z pracowników, a co dopiero z szefów, wyjdzie na zewnątrz. Gdy tak się działo, napastował i zadręczał pytaniami odnośnie ostatnich głośnych wydarzeń. Matka Eda raz już musiała się z nim użerać, co doprowadziło ją do wybuchu szału. Wszystko oczywiście zostało sfotografowane. Rodzina Hamiltonów dziękowała wtedy Bogu za to, że Głos Chicago nie należy do tych najbardziej wiarygodnych z lokalnych gazet. Nikt jednak nie mógł przegonić dziennikarza, niejakiego Toma Clarka, spod budynku firmy. Jedynym pocieszeniem było to, że nie miał on prawa wstępu do środka, po tym jak pan Cole wezwał policję, która wyprowadziła go z Hamilton & Cole.
Kilka minut przed godziną dwunastą, samym południem — to była idealna pora na przybycie Toma Clarka. Nie przeszkadzała mu nawet zdecydowanie za niska temperatura jak na luty. Stał razem ze swoim fotografem bladym jak trup. Będąc jednak już w garażu, Ed poczuł się bezpieczny. Teraz to Tom Clark powinien się bać. O tak.
Ed zmarszczył brwi, a po chwili skarcił się w myślach. Nie może tak myśleć; ludzie sukcesu nie są mściwi, nie mogą zajmować się osobami, które dodają im rogów.
Drzwi od garażu otworzyły się w górę z trzaskiem i Ed wyjechał, trochę za szybko i za głośno, bo z piskiem opon. W tym przypadku też musiał się poprawić — takie popisy lepiej zostawić dla Dana Stokera, przyszłego mistrza, jak sądził chłopak. Dopiero teraz Ed poczuł jak bardzo pragnie znaleźć się już na Florydzie i zobaczyć Dana. Poklepać go po plecach i porozmawiać, jak kiedyś, kiedy to obydwoje byli nastolatkami. Państwo Stoker, odkąd tylko Ed pamiętał, zapraszano na niedzielne obiady do domu Hamiltonów, dlatego też ich synowie szybko się ze sobą zaprzyjaźnili. Dan i Ed lubili to samo: dobrą zabawę i samochody. Często razem ścigali się nocą na ulicach, choć dobrze wiedzieli jak może się to skończyć. Wtedy Ed nie przejmował się tym, miał gdzieś opinię innych i, co najważniejsze, zdanie ojca. Nie bał się popełniać błędów. Dopiero z wiekiem nabrał chłodnej rezerwy do większości wymyślnych zabaw Dana. Jednak trochę mu tego brakowało. W tym roku obydwoje mieli skończyć dwadzieścia dziewięć lat i właśnie teraz Ed poczuł pewną pustkę, której niczym nie potrafił wypełnić.
W roku dziewięćdziesiątym trzecim, po skończeniu szkoły, Ed poszedł do koledżu. Inaczej było z Danem, którego ojciec postanowił zainwestować w syna na wyścigach. Już wcześniej Dan rozmyślał nad swoją przyszłością i wiedział jedno — pragnął zostać kierowcą wyścigowym. Państwo Stoker nie chcieli zmuszać syna do robienia rzeczy, którymi się nie interesował. Nie potrzebowali jego wykształcenia i pieniędzy, bo sami byli równie majętni, co państwo Hamilton, z uwagi na swoją firmę zajmującą się wyrobem biżuterii. W przypadku Eda było inaczej. Pan Hamilton zadecydował, że jego jedyny syn musi przejąć rodzinny interes. Wprawdzie Ed miał jeszcze starszą siostrę, ale zupełnie różną od niego. Nie chciała rodzinnego majątku i firmy, dlatego w prostych kilku słowach oznajmiła to ojcu i po zakończeniu studiów, wyprowadziła się do Europy. Chłopak nie miał więc wyjścia, musiał pomóc rodzicom.
Dan Stoker spełniał swoje marzenia na torze wyścigowym, a Edward Hamilton miał zostać już za kilka lat właścicielem kilku obiektów na terenie Stanów Zjednoczonych i — prawdopodobnie — razem z Elicią Cole, wynajmować je ludziom, którzy zapłacą grubymi pieniędzmi. Dan, jak myślał chłopak, znajdzie sobie ładną dziewczynę, z którą spędzi resztę życia, robiąc to, co kocha. Za to Ed znajdzie sobie jakąś kobietę, z którą będą widywać się może z dwa razy w tygodniu i której nawet nie będzie lubił, ale ostatecznie się nie rozwiodą, żeby dobrze wypaść przed innymi. Na starość Dan osiądzie na jakiejś małej farmie w Teksasie, a Ed zacznie grać w golfa w przerwach między unikaniem swojej żony a wynajmowaniem sal bankietowych dla grubych ryb z Waszyngtonu. Dan prawdopodobnie dorobi się trójki ślicznych dzieciaków, a Ed nawet nie będzie przepadał za swoimi. Ich krzyk będzie przyprawiał go o obłęd. Raz czy dwa zapomni o ich urodzinach. Dan dostanie wszystko, co sobie wymarzył, a Ed to, czego chciał jego ojciec. A to wszystko tylko dlatego, że raz, w roku dziewięćdziesiątym trzecim Ed nie wybrał swojej drogi. Właśnie takie myśli krążyły po głowie syna państwa Hamilton, kiedy z uśmiechem otwierał drzwi przed matką, gdy znaleźli się już na lotnisku. Potem wyciągnął wszystkie walizki — trzy w bagażniku i jedną z tylnego siedzenia — i z ulgą stwierdził, że zdążą jeszcze na samolot.

_______________________
Strzała!
Dawno już nie pisałam w trzeciej osobie i chyba wyszłam już z wprawy. Muszę nadrobić zaległości, jakie zdążyłam sobie zrobić w moim pisaniu, jak i czytaniu. Aktualnie szukam jakiś ciekawych opowiadań, więc jeśli ktoś tu wpadnie i ma swojego bloga, niech zostawi adres czy coś.
W rozdziale poruszona jest pewna sprawa, która wywołała burze w mediach i jakby ktoś pytał — tak, zostanie napisane jaka. Spokojnie.
W takim razie — do następnego, strzałeczka.
[następny rozdział 1 — 10 listopada]

3 komentarze:

  1. Po przeczytaniu rozdziału naszła mnie jedna myśl: Jakie fajne, bogate opisy. Muszę przyznać, że naprawdę dobrze pokazałaś nam świat Eda Hamiltona. Już po tym rozdziale jestem w stanie sobie wyobrazić to nowobogackie życie, w którym Ed musi występować, chociaż chyba nie do końca tego chce. Szczególnie odczuć to można było po końcówce, gdzie porównywał się do Dana.
    Rozdział mnie zaintrygował i chociaż wyścigi to też nie moja pasja, to już się przekonałam do opowiadania. :)
    Pozdrawiam ciepło i życzę weny!

    www.zaslonamilczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mnie cieszy to, że doceniłaś opisy, bo o nie się bałam. To znaczy, że jednak nie wypadłam aż tak z formy. ;D
      Dziękuję za taki miły komentarz. Do ciebie wpadnę, bo mam taką zasadę, że sprawdzam wszystko, hah.

      Usuń
    2. I co z nowym rozdziałem? :c Bo widzę, że coś tu się cicho nagle zrobiło.

      Usuń